Po 10 godzinach w samolocie, wysiedliśmy na nieznanym dla nas lądzie i od razu zaczęliśmy się "kleić". Pomimo 6 - godzinnej różnicy czasu (na polski było już po północy) nagle poczuliśmy przypływ nowej energii. Piękne widoki spowodowały, że nie czuliśmy zmęczenia. W końcu dotarliśmy do hotelu (Melia Las Antilas), rzuciliśmy walizki w pokoju, szybki prysznic i szybko na spacer. Udaliśmy się na plażę (już z naszym ulubionym mohjito w ręce) i od tego momentu zakochaliśmy się w Karaibach.
Nie przylecieliśmy tu jednak tylko po to, żeby siedzieć w hotelu przy basenie czy na plaży, oczywiście to też było miłe, ale bardzo chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej.